Nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi, kiedy pytają mnie dlaczego jestem rodziną zastępczą. Tak naprawdę składa się na to wiele wątków i doświadczeń liczonych w tej chwili w latach. Głównie jednak bycie rodzicem zastępczym wynika u mnie z POTRZEBY SERCA przy jednoczesnej świadomości, że całego świata nie da się uratować w pojedynkę.
Piecza instytucjonalna a rodzicielstwo zastępcze
Podczas praktyki kilkuletniej uświadomiłam sobie, że pomoc jednemu czy dwójce dzieci może nie zmieni świata w ogóle, ale może zmienić cały świat tych właśnie dzieci. Często spotykam się z głosami osób, które twierdzą, że piecza instytucjonalna jest zła dla wychowanków. Co im odpowiedzieć? Przecież gdyby połowa z tych osób zdecydowała się na zostanie rodziną zastępczą to problem zostałby rozwiązany – dzieci trafiające do pieczy instytucjonalnej zyskałyby szansę na dorastanie w normalnie funkcjonującej rodzinie – nawet jeśli miałoby to być tylko na rok czy dwa, to doświadczenie miłości i akceptacji zostałoby przecież na całe ich życie.
Tymi właśnie powodami kierowałam się, kiedy wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję o pełnieniu zawodowej funkcji rodziny zastępczej.
Jak to się zaczęło
Wcześniej jednak byliśmy rodziną niezawodową dla mojego kuzyna, który znalazł się w trudnej życiowej sytuacji. Rodzice zaniedbywali go, w domu była przemoc, alkohol, brak zrozumienia i wsparcia, co skutkowało jego problemami w szkole i z prawem. Miał wtedy 14 lat. Strach pomyśleć gdzie byłby dziś, gdyby nie trafił do rodziny zastępczej, która była w stanie poświęcić mu czas i cierpliwość, a także pokazać że można żyć inaczej.
W międzyczasie na świat przyszedł nasz synek. Z jednej strony było to oczywiście nieopisane szczęście, ale pojawił się też ogromy ciężar odpowiedzialności za niego i podopiecznego. Na szczęście udało się to wszystko ogarnąć i postanowiliśmy wspólnie, że skoro daliśmy radę „okiełznać” młodego buntownika, to może spróbujemy pomóc innym dzieciom. Po wielu rozmowach i rozważaniach podjęliśmy decyzję.
Jak to wiele młodych małżeństw borykaliśmy się jednak z kłopotami lokalowymi. Mieszkaliśmy kątem u teściowej i, aby przyjąć inne dzieci musieliśmy zapewnić im warunki mieszkaniowe. Tutaj pomogła Nam ówczesna Prezydent, obecnie Dyrektor Centrum Usług Społecznych w Tarnowie, Pani Dorota Krakowska, która zaoferowała pomoc w zorganizowaniu lokalu na wynajem z zasobów miasta, abyśmy mogli zostać rodziną zastępczą zawodową.
Nasza codzienność
I tak się stało. Zawodową rodziną zastępczą jesteśmy już ponad 5 lat a rodziną zastępczą ponad 8. Oboje byliśmy aktywni zawodowo, jednak ja na rzecz opieki nad dziećmi zrezygnowałam z pracy zawodowej w pełnym wymiarze. Nasze życie bywa dość burzliwe. Jest wiele trudności, ale kto ich nie ma? My po prostu mamy trudności innego rodzaju. Nasz syn jest dla nas najważniejszy i zawsze to podkreślamy, aby czuł się pewnie i był szczęśliwy. Przed przyjęciem dzieci również przygotowywaliśmy go, wiele z nim rozmawiając i tłumacząc jak to będzie, i że dzieci które z nami zamieszkają mogą nie zostać u Nas na zawsze. W myśl przepisów rodzina zastępcza powinna mieć charakter przejściowy. Owszem, w wielu przypadkach zdarza się, że dzieci zostają w rodzinie zastępczej do pełnoletności, bywa też jednak tak, że trafiają do adopcji lub rzadko: powracają do rodzin biologicznych.
Co jest najtrudniejsze?
Trzeba umieć przygotować się na możliwe odejście wychowanków- to bardzo ważne dla nas jak i naszych podopiecznych. Musimy w naszym życiu mieć jasno wytyczone granice, których nie możemy przekraczać i chyba to właśnie jest w tym najtrudniejsze. Świadomość bycia zawsze ciocią, bo przecież mama tam jest, kontaktuje się - jest trudna. Czasem ciężko jest udźwignąć ciężar na sercu, które musi kochać, ale równie mocno być odporne - jak z kamienia. W rodzinach zastępczych dzieci zazwyczaj mają kontakty z rodzinami biologicznymi i z tym też trzeba nauczyć się żyć. Nie jest to łatwe, ale możliwe do osiągnięcia przy wsparciu bliskich. Kolejną komplikacją jest to, że często otoczenie źle nas widzi. Nie tylko znajomi a czasem nawet rodzina nie potrafi zaakceptować takiego sposobu na życie, jasno wyrażając swoje opinie i oceny. Jest to trudne, ale człowiek uczy się z tym żyć i nie brać do serca. Mnie bycie rodziną zastępczą dało właśnie możliwość weryfikacji prawdziwych i szczerych relacji.
Dlaczego warto?
Owszem – bardzo często jest nam po prostu ciężko. Są jednak momenty, które rekompensują wszystko, bo żadne uczucie nie zastąpi radości jaką daje szczęście obdarowywanego dziecka, które do tej pory doświadczyło jedynie krzywdy i przemocy. Uśmiech, zaskoczenie, radość z tego czego nigdy nie miały, jak pierwsze przyjęcie urodzinowe w wieku 4 lat. Przypadkowe uściski, ufne złapanie za rękę to chwile, które choć wydają się niewielkie, mają ogromną wartość. Bo nawet jeśli nasi wychowankowie w życiu wybiorą inną drogę i wrócą do środowiska biologicznego to zawsze jest nadzieja, że to czego doświadczyły, czego się nauczyły, co zobaczyły pomoże im w podejmowaniu życiowych decyzji, że wzór rodziny zastępczej w jakiej się wychowali, pomoże im w stworzeniu własnej szczęśliwej rodziny – a nie, jak mówią stereotypy i często statystyki, kolejnej patologii.
Nie, nie żałuję
Nie oczekujemy podziękowań, braw czy utrzymywania z Nami dalszego kontaktu. Naszą misją jest dawanie miłości bezwarunkowej, motywowanej nadzieją na lepsze życie dla dzieci, których rodziny nie podołały. Gdyby dziś, po tym pierwszych latach bycia rodzicem zastępczym ktoś zapytał, czy żałuję tej decyzji, to pomimo wielu wylanych łez i nadszarpniętych nerwów, masy wątpliwości i problemów, z pełną odpowiedzialnością powiem NIE, NIE ŻAŁUJĘ. A gdybym mając tę wiedzę jaką mam teraz, stanęła raz jeszcze przed decyzją o byciu RZ, wybrałabym tak samo. Ktoś dalej zapyta: ale co z tego macie? A no właśnie: nic - i dlatego jest to szczere i warte zachodu. Choć opinie o rodzicielstwie zastępczym są różne i często krzywdzące (o wygodach i przywilejach w jakich żyjemy krążą legendy) to ta radość dziecka, własna szczerość i wytrwałość jest tym, co napędza i motywuje, a także stanowi nagrodę za trud i poświęcenie.